A jak ktoś nie lubi słuchać to tekst z filmu poniżej:
W weekend stanąłem przed szlabanem
przejazdu przy białym kościele. Jak to w takiej wolnej chwili się
robi spojrzałem w komórkę sprawdzić pogodę czy coś podobnego.
Nagle usłyszałem dziwny szum. Spojrzałem przed siebie a tam prosto
na mnie lecą ogromne białe skrzydła, jakby anioła. Po ułamku
sekundy domniemany anioł okazał się łabędziem który wylądował
kilkanaście metrów za mną, na środku drogi. Zdarzenie było tak
nietypowe że aż Pani, która zajmuje się opuszczaniem szlabanów,
wyszła ze swojej budki popatrzeć się na ptaka, który przysiadł
na asfalcie zmuszając nadjeżdżające samochody do omijania go.
Widocznie był bardzo zmęczony.
W międzyczasie przejechał pociąg. A
że szlaban się nie podnosił pojechałem na około. Uprzednio
tracąc kilka minut na czekanie.
Jadąc szybko oszacowałem ile my
mieszkańcy tracimy czasu i pieniędzy czekając w tym miejscu.
Oczywiście zgrubnie bo zebranie
dokładniejszych danych zebrałoby mi kilka godzin.
No więc załóżmy że podczas godziny
przed szlabanem czeka 100 samochodów. Powiedzmy że 50 z nich
oszczędziło by po 5 minut gdyby wiedzieli kiedy otworzy się
szlaban i oszacowaliby by że tyle to nie będą czekać. Załóżmy
że jest tak przez 15 godzin dziennie. Dodajmy do tego czekających
pieszych i rowerzystów, którym nie chce się chodzić po schodach i
mamy stracone 5000 minut dziennie. Przemnóżmy to przez niską
stawkę 15zł za godzinę i mamy stratę 1250zł dziennie. Nie licząc
strat jakie te przestoje spowodowały w dalszym łańcuchu zdarzeń.
Rocznie mamy stratę prawie pół miliona złotych. A że to są
drobne minutki które umykają zwykłym ludziom to nikt tego nie
liczy. Postoją sobie, I co, strajk zrobią. No nie. Najwyżej zaklną
sobie pod nosem.
Być może teraz, po ostatnim
wydarzeniu gdy znowu ktoś zapomniał zamknąć szlaban, trzeba
czekać jeszcze dłużej niż zwykle.
A rozwiązać problem, przynajmniej
częściowo, można bardzo prosto.
Zrobić aplikację na smartfona –
informująca ludzi kiedy przejedzie pociąg. Wystarczą to tego po 2
kamery, czujniki z każdej strony przejazdu, w odległości kilku
kilometrów. Od strony dworca akurat trochę bliżej. Do tego proste
nadajniki komórkowe. Trochę linijek kodu, trochę trenowania
sztucznej inteligencji bo szybkość na danym odcinku nie zawsze nam
dokładnie powie kiedy nadjedzie pociąg, bo trzeba wziąć pod uwagę
inne czynniki. Ale w większości przypadków to całkiem nieźle
zadziała. Można, teoretycznie, jeszcze łatwiej i podpiąć się
pod system danych PKP, pomijając kamery. Ale tu obawiam się, znając
rzeczywistość, że taniej i prościej byłoby wysłać własnego
satelitę śledzącego z kosmosu ruch pociągu niż podpiąć się
pod system danych kolei.
No więc trzeba pokombinować, skoro
nie chce się tego zrobić ludziom którym płaci się za
rozwiązywanie problemów mieszkańców. I voila. Da się. Jak
znajdzie się trochę czasu i pieniędzy to chętnie się za to
wezmę. Choćby dlatego że to proste do realizacji, a zyski dla
społeczeństwa spore. Mała rzecz a cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz